20 lipca 2014

Rozdział 3

Stałam i wpatrywałam się w chłopaka z szeroko otwartymi oczami. Starałam się przetworzyć informację że on właśnie stoi naprzeciwko mnie, w moim kurwa magazynie, na moim terytorium uśmiechając się od ucha do ucha.
Chciałam coś powiedzieć. Wykrzyczeć mu w niezbyt miły sposób aby sobie poszedł, ale niestety za każdym razem gdy otwierałam usta moje gardło zaciskało się i nie mogłam, nie potrafiłam się odezwać. A może i nawet nie chciałam.
Z odrętwienia wyrwał mnie Sam, kładąc swoją brudną od smaru dłoń na moje ramie. Szybko odwróciłam głowę w jego stronę, strącając jego rękę.
-Dlaczego on tu jest?
Chłopak wpatrywał się we mnie jakby toczył jakąś wewnętrzną walkę, czy mi powiedzieć prawdę czy skłamać. Lepiej dla niego gdyby jednak powiedział mi prawdę. Bo gdy dowiem się że mnie okłamał nie ręczę za siebie.
-Więc? -spytałam ponownie.
-Pamiętasz jak pare dni temu mówiłem Ci że do miasta przenosi się najlepszy z północnej Anglii i dobrze by było gdybyś z nim pogadała o przyłączeniu się do nas?
Przytaknęłam. Racja, jakieś trzy dni temu coś wspominał o jakimś kolesiu. Oczywiście byłam przeciwna temu pomysłowi, ponieważ w moim składzie nie licząc Sama, są same dziewczyny a on..no on jest po prostu facetem. Lecz później Baker przekonał mnie aby chociaż z nim pogadać.
-Więc oto i jestem aby, pogadać -usłyszałam głos Harry'ego który silnie zaakcentował ostatni wyraz. Momentalnie odwróciłam się w jego stronę.
-Chyba sobie żartujesz -prychnęłam. Chłopak pokręcił głową uśmiechając się słodko. Co? Słodko? Fuj nie.
Jeszcze raz odwróciłam się w kierunku Sama ale okazało się że go tam nie było. Zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Pierdolony dupek. Wróciłam wzrokiem do Harry'ego, który stał z rękoma w kieszeniach wpatrując się we mnie.
-Zmieniłaś się przez te cztery lata -mruknął, jeszcze raz lustrując mnie z góry na dół. Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. I żeby nie było niedomówień- to nie był ten miły dreszcz. Postanowiłam zignorować co powiedział i wskazałam mu drogę do wyjścia grzecznie mówiąc że ma stąd wyjść.
-Nie pogadasz ze mną? Nie widzieliśmy się tak długo -zaczął iść w moją stronę, a ja zrobiłam kilka kroków w tył wpadając na ścianę. Ja to mam szczęście.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Nie po tym co mi zrobiłeś.
Harry zacisnął pięści i zmrużył oczy podchodząc jeszcze bliżej. Kiedy już był dostatecznie blisko mnie,oczywiście za blisko jak na mój gust, oparł się o ścianę kładąc ręce po obu stronach mojej głowy. Wiedział że teraz nie ucieknę.
-Dobrze wiesz, że to nie byłem ja. Nie mógłbym Ci tego zrobić -powiedział spokojnie. Zbyt spokojnie jak na niego.
-Gdybyś to nie był Ty to nie siedziałbyś przez to trzy lata! -krzyknęłam i zebrałam w sobie siłę aby go odepchnąć i dostać trochę przestrzeni.
-Twój ojciec mnie tam wsadził -syknął- A nawet nie było wystarczających dowodów, nie sądzisz że to dziwne?
Nie odpowiedziałam. Ruszyłam w kierunku wyjścia mijając go bez słowa. Na całe szczęście nie próbował mnie zatrzymać.
Kiedy byłam już przy drzwiach usłyszałam jego szorstki głos.
-To nie koniec Cassy. Udowodnię Ci że jestem niewinny.
 ~*~
Kiedy wróciłam do domu było już po pierwszej a Letty smacznie spała na kanapie. Znalazłam jakiś koc i przykryłam jej żeby czasami nie zmarzła. Zrobiłam sobie jeszcze coś do jedzenia i poszłam pod prysznic.
Przypomniały mi się te ostatnie lata. Te lata kiedy się zbierałam, budowałam mury wokół siebie i ufałam nie licznym. Przypomniało mi się wszystko, zaczynając od tego co zrobił Harry kończąc na naszym dzisiejszym spotkaniu.
Zastanawiałam się nad jego słowami. 'Nie było wystarczających dowodów'.
Gdyby nie było wystarczających dowodów tata nie zamknął by go w więzieniu prawda? Oczywiście że prawda, przecież nie da się kogoś wsadzić jeżeli się nie ma na niego chociaż jednego dowodu. A tata je miał. I to nie jeden. Wszystkie mi pokazał.
Ale jak je sfałszował? A jak wrobił w to Harry'ego?
Pokręciłam głową, zakręcając kurek i wychodząc z kabiny. O czym ja w ogóle myślę? Przecież tata by tego nie zrobił. Jest dobry, kochany a co najważniejsze uczciwy i sprawiedliwy.
Uśmiechnęłam się, obtulając się miękkim białym ręcznikiem. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Założyłam czystą bieliznę i poszukałam jeszcze jakaś piżamkę.
Przebrałam się i usiadłam na łóżku. Postanowiłam jeszcze zrobić sobie na noc warkocza aby rano mieć lekkie fale.
Po skończeniu, opadłam głową na poduszki patrząc w sufit. Nie myślałam, nie zastanawiałam się nad niczym. Po prostu tak leżałam i gapiłam się w białą powierzchnię bez większego celu.
W końcu postanowiłam przewrócić się na bok i spróbować zasnąć.
Chwilę się męczyłam ale w końcu oddałam się w objęcia Morfeusza.
Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie. Nie zasłoniłam okna więc kiedy pojawiło się słońce pierwsze promienie wpadły do mojego pokoju budząc mnie.
Wstałam niechętnie i udałam się do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności po czym wróciłam do pokoju. Stanęłam przed szafą i zaczęłam szukać jakiś ubrań na dziś.
Po wielkich trudnościach w dopasowaniu stroju w końcu mi się udało. Postanowiłam założyć białą bokserkę, narzucić do tego czerwoną koszulę i wziąć czarne krótkie spodenki. Na nogach oczywiście miałam trampki.
Jeszcze chwile stałam przed lustrem zastanawiając się czy mój strój będzie adekwatny do pogody ale później tylko wzruszyłam ramionami idąc do kuchni.
W pomieszczeniu zastałam moją przyjaciółkę która właśnie wlewała mleko do miski z płatkami. Przywitałam się z nią uśmiechem i zabrałam jabłko ze stołu,później idąc nalać sobie soku.
-Twoje śniadanie to jabłko? -spytała. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami patrząc na nią. Spojrzała na mnie wywracając oczami i zaczęła jeść płatki.
Swój 'posiłek' skończyłam oczywiście wcześniej niż ona więc poszłam do salonu i włączyłam sobie telewizję. Po paru chwilach dołączyła do mnie dziewczyna. Była już w pełni ubrana, gotowa do wyjścia co mnie trochę zdziwiło. Myślałam że zostanie i pogadamy sobie trochę jak to mamy w zwyczaju.
-Robisz coś dzisiaj? -spojrzałam na nią zdezorientowana lecz zaraz przypomniałam sobie że po ostatniej wpadce kazałam jej pytać się mnie czy jestem zajęta czy nie. To utrudnia wiele spraw, oczywiście w jakiś sposób niszczy naszą przyjaźń ale nie mam wyboru. Ona nie może się dowiedzieć o mojej drugiej stronie.
Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się szeroko kręcąc głową. Zapiszczała i podskoczyła a zaraz znalazła się obok, przytulając mnie.
-To świetnie! Bądź gotowa na piętnastą. Pójdziemy na małe zakupy -odsunęła się ode mnie a ja nadal nie przestając się uśmiechać uniosłam jedną brew.
-Małe?
Spojrzała na mnie mrużąc oczy a po chwili wybuchła śmiechem. Wytknęła mi tylko język i zniknęła.
Sprawdziłam godzinę. 09:03. Westchnęłam i położyłam głowę na oparciu kanapy. Mam prawie sześć pełnych godzin dla siebie.
_____________________________________
Helloł!
Okej, więc tak rozdział miał być już wczoraj ale miałam zmieniany router i nie miałam internetu.
Blog ma już ponad 650 wyświetleń czego serio się nie spodziewałam. Dla niektórych to może być niewiele ale dla mnie to dużo więc dziękuję wam :)
Do następnego! x
Jeżeli przeczytałaś/eś, proszę zostaw komentarz.

10 lipca 2014

Rozdział 2

Biegałam jak oszalała po całym salonie przeglądając każdą szufladę w poszukiwaniu jednego pieprzonego albumu. Gdzieś tu jest, musi tu być.
Pamiętam, że pierwszego dnia kiedy się tu przeprowadziłam schowałam go właśnie w tym pomieszczeniu, więc do jasnej cholery skoro tu był, a ja go nie ruszałam przez ostatnie trzy lata, to musi tu być i nie ma innej opcji.
Wrzasnęłam wyciągając z komody szufladę pełną skarpetek i cisnęłam nią na podłogę, wkurzona gdyż tutaj. też. go. nie. ma.
Odsunęłam się od mebli i stanęłam na środku pokoju. Wzięłam kilka głębokich wdechów i spokojnie zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu.
Salon nie wygląda już jak salon, tylko jak jakieś pobojowisko. I to dosłownie. Wszędzie walają się moje ciuchy, które w desperacji wyrzucałam na podłogę a w kącie leżą nawet pozostałości po szklance, która rozbiłam agresywnie rzucając nią o ścianę.
Ostatecznie moje spojrzenie spoczęło na starej drewnianej szafie, w której trzymam wszystkie różne rzeczy. Te potrzebne jak i nie potrzebne..Chwila, wszystkie..no tak..
Pędem ruszyłam do mebla z wielką nadzieją, że tam będzie ten przeklęty album.
Jednak nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie nabroiła.
Otwierając drzwiczki szafy, za mocno za nie pociągnęłam w wyniku czego Letty, która akurat stała tuż obok mnie, oberwała z nich i to dość mocno, ponieważ w przeciągu kilku chwil z nosa zaczęła lecieć jej krew.
Poleciłam jej żeby szybko poszła do łazienki aby przepłukać nos a następnie żeby z papierowymi ręcznikami wróciła do salonu i położyła się na kanapie, przykładając materiał do nosa.
Tylko przytaknęła na moje słowa i ruszyła na gore. Ja w tym momencie zaczęłam wyciągać wszystkie rzeczy z szafy. Tym razem spokojnie. Niczym nie rzucałam. Wszystko odkładałam na podłogę jak cywilizowany człowiek.
Gdy w końcu przekopałam się przez stertę rupieci, ujrzałam go. Przedmiot którego tak szukałam od dobrej godziny. Album dzięki któremu- a przynajmniej mam taką nadzieję, Letty mi uwierzy, że ten chłopak który stał z Samem w tamtym budynku to ten Harry.
Przykucnęłam i wyciągnęłam go, po czym udałam się na kanapę gdzie już leżała dziewczyna.
Przez chwile siedziałam nic nie robiąc. Siedziałam tylko i wpatrywałam się w obiekt który spoczywał na moich kolanach.
Gdy go otworze, wszystkie wspomnienia wrócą. Wróci wszystko, czego tak bardzo nie chce pamiętać. To od czego tak długo uciekałam. Ale trudno. Lett musi mi uwierzyć.
Powoli otworzyłam 'książkę' i spojrzałam na napis które widniał na pierwszej stronie; ''Prywatny album Cassandry Cannon''
Zabrałam dłoń z okładki, przenosząc ją na stronę powitalna. Powolnym ruchem przesuwałam palcem po literkach które układały się w jedyne zdanie znajdujące się na tej kartce.
Przymknęłam oczy. Ygh, wspomnienia.
Poczułam ruch obok siebie więc zerknęłam w stronę dziewczyny, która właśnie siadała.
-Połóż się bo znowu Ci krew zacznie lecieć- wymamrotałam, wracając wzrokiem do albumu. Nie widziałam tego ale czułam ze właśnie przewróciła na mnie oczami. Na szczęście posłuchała mnie i znowu ułożyła się na kanapie.
Postanowiłam niczego więcej nie przedłużać wiec zaczęłam wertować kartki.
Szukałam jednego zdjęcia które powinno być tu gdzieś luzem, wiec starałam się nie patrzeć na pozostałe zdjęcia aby się przypadkiem nie rozkleić.
Gdy dotarłam do środka, wypadło zdjęcie.
Szybko zamknęłam album i odłożyłam go na stolik który stal obok kanapy, po czym schyliłam się podnosząc fotografie z paneli.
To zdjęcie, które właśnie trzymam było naszym ostatnim wspólnym zdjęciem.
Byliśmy wtedy u mnie na podwórko, bawiliśmy się i nagle w pewnym momencie przyszła moja mama z zamiarem zrobienie nam zdjęcia. Nie protestowaliśmy. Zgodziliśmy się od razu, uwielbialiśmy gdy nas fotografowano.
Aparat uchwycił idealny moment, kiedy razem z Harrym szczerzyliśmy się do obiektywu jak idioci. Byliśmy wtedy naprawdę dobrymi przyjaciółmi.
No właśnie..byliśmy.
Ostatni raz spojrzałam na zdjęcie, po czym gestem reki pokazałam Lett żeby usiadła i przekazałam jej fotografie.
Wpatrywała się w nią jak zahipnotyzowana, jakby zobaczyła tam nie wiadomo jakie bóstwo. W końcu uniosła głowę, spoglądając na mnie
-Teraz mi wierzysz że to on?- spytałam. Co prawda zdjęcie zostało zrobione cztery lata temu kiedy oboje mieliśmy po szesnaście lat, ale wystarczy spojrzeć na oczy Harry'ego, na jego rysy, układ twarzy a już wiadomo ze to on. Zawsze był wyjątkowy.
Przytaknęła, patrząc na mnie smutnymi oczami. Siedziała cicho, zapewne nie wiedziała co powiedzieć. Cóż nie dziwie jej się.
Westchnęłam, wstając. Zabrałam Letty fotografie, złożyłam ja na dwie części po czym włożyłam sobie do tylnej kieszeni spodni i z oparcia kanapy wzięłam swoja kurtkę zakładając ja na siebie.
-Idziesz gdzieś?
-Tak, muszę iść się przewietrzyć.- oświadczyłam, kierując się w stronę wyjścia. Przystanęłam jednak jeszcze na chwile odwracając się do przyjaciółki.
-Prześpij się. Dobrze Ci to zrobi na ten nos.
Zaśmiała się wystawiając w moim kierunku środkowy palec a ja otwarłam drzwi i wyszłam
~*~
Na dworze było już całkiem ciemno. Jedynie uliczne latarnie dawały trochę świtała. Londyn nocą jest inny. Taki cichy i spokojny..przynajmniej tak sądzą turyści, których jest to od groma. Niestety ja poznałam już to miasto od tej gorszej strony. I śmiało mogę stwierdzić że pozór jaki turyści tworzą, mówiąc że Londyn po zmorku jest przyjemny, jest kłamstwem. Ogromnym kłamstwem.
Szybkim krokiem udałam się na obrzeża Islington- uważanej jako najbardziej niebezpiecznej londyńskiej dzielnicy..no nie licząc Westminster oczywiście.
Gdy znalazłam się na odpowiedniej ulicy, w odpowiednim miejscu, zaczęłam obchodzić budynki aby znaleźć się na ich tyłach. To tam Sam wywlekł moje cudeńka tworząc im 'dom'.
Uchyliłam duże drzwi magazynu, bezszelestnie wchodząc do środka. Ten pacan, który niewiadomo skąd przyprowadził tu Stylesa, gdzieś tu jest. Zawsze o tej porze tu przesiaduje, sprawdzając jeszcze raz czy wszystkie maszyny działają jak należy.
Przechadzałam się między moimi zdobyczami, raz po raz przeciągając palcem po masce lub bocznych drzwiach.
Gdy dotarłam do końca pomieszczenia, zauważyłam Sama gdy najprawdopodobniej sprawdzał podwozie mojego nowego nabytku- McLaren'a F1, których w Wielkiej Brytanii, jak nie na całym świecie jest tylko sto egzeplarzy. Wygrałam go od jakiegoś palanta, który troszeczkę zawyżał swoje umiejętności. Swoją drogą, nie wiem skąd wytrzasł ten samochód, skoro już od dobry kilkudziesięciu lat go nieprodukują ale jestem mu wdzięczna, że pojawił się akurat na tym wyścigu i wzbogacił moją kolekcję.
Ruszyłam w kierunku chłopaka. Gdy już znalazłam się obok niego przykucnełam wyciągając go z pod samochodu. Miał pecha, gdyż uderzył głową o przedni zderzak. No cóż. Zdarza się.
-Kurwa Cassy! To bolało. -zawołał, chwytając się za obolałe miejsce wstając z podłogi.
Wzruszyłam tylko ramionami bagatelizując jego słowa. Wyprostowałam się i skrzyżowałam dłonie na piersiach, patrząc na niego z pod przymrużonych powiek.
-Coś nie tak? -zmarszczył brwi, łapiąc jakąś ścierkę ze stolika wycierając w nią ręce- Zazwyczaj nie przychodzisz tutaj o tej porze.
-Czyli już nie mogę wpaść do swojego magazynu o innej porze?
-Dobra, czego chcesz?
-Co on tu robi? -zapytałam podchodząc bliżej chłopaka.
-Kto?
-Nie udawaj debila -wysyczałam popychając go na ścianę- Harry.
-Znasz go?- widać było zdziwienie w jego oczach. Nie odpowiedziałam. Co mam mu niby powiedzieć? 'Tak Sam, znam go. Kiedyś trzymaliśmy się razem, byliśmy naprawdę blisko ale później wydarzyła się pewna rzecz przez którą go nienawidzę' Nie to odpada.
Już chciałam się odezwać ale usłyszałam kroki za moimi plecami. Odwróciłam się chcąc zobaczyć kto naruszył moje terytorium, bo o ile dobrze pamiętam, gdy tu wchodziłam nikogo po za Baker'em nie było.
Ujrzałam przed sobą wysokiego chłopaka z burzą loków na głowie, który stał przyglądając się mi i jednocześnie zaciągając się papierosem.
Wykrzywiłam twarz w grymasie gdy wypuścił z siebie dym. Nie lubie zapachu dymu papierosowego. Przyprawia mnie o mdłości.
Styles tylko się zaśmiał wyrzucając nieskończonego papierosa na ziemię i przyteptując go stopą.
-Od kiedy to nie przyznajesz się do znajomości ze mną, kotku?

-------------------------
 I oto pojawił się drugi rozdział.
Mam nadzieję że wam się spodoba. :)
Pisałam go przy przypływie weny o godzinie drugiej w nocy, więc przepraszam za wszelkie błędy.
Chcesz być informowany/a o nowych rozdziałach napisz swój user w komentarzu w zakładce ''Informowani''.
 Jeżeli szanujesz moją pracę, zostaw komentarz. Proszę, chociażby jeden wyraz 'fajny' bądź też 'głupi.
Każdy komentarz jest dla mnie motywacją.
Pozdrawiam <3

6 lipca 2014

Rozdział 1

Bez większego celu przewijałam obrazki w telefonie, od czasu do czasu spoglądając na drzwi czekając na jakiegoś klienta. Od dobrych dziesięciu minut nie przyszedł tu nikt, co prawdę mówiąc jest tutaj dość rzadko spotykane. Jednak, mówiąc że sala jest opustoszała i nie ma w niej żywej duszy- skłamałabym. Jest tu wielu ludzi, lecz każdy z nich albo już coś zamówił albo jest studentem, który przyszedł po prostu odrobić swoją pracę 'domową'. Co do tych studentów to na prawdę, nie mam zielonego pojęcia jak oni się skupiają w takim miejscu. Przecież tu jest tak głośno. Po za tym cały bar jest w bardzo..odważnych kolorach, więc trudno się tu raczej wyciszyć i w spokoju popracować. Chociaż, jednak mogę się mylić skoro aż tylu ich tutaj przychodzi. 
Moje rozmyślenia przerwało głośne chrząknięcie. Nie chętnie schowałam komórkę i uniosłam lekko głowę spoglądając na mężczyznę, który właśnie podszedł do lady, bardzo intensywnie się we mnie wpatrując.
Jest dobrze po pięćdziesiątce. Ma czarne jak smoła włosy, zaczesane do tyłu. Ubrany jest w idealnie uszyty szary garnitur a na szyi ma przewiązany fioletowy krawat.
Rozejrzałam się po sali i zauważyłam że wszyscy- bez wyjątku, są skierowani w naszą stronę.
Czyżby on był kimś sławnym?
Wyprostowałam się, przerzucając włosy na prawe ramię i jeszcze raz spojrzałam na faceta.
Tym razem zwróciłam uwagę na jego twarz. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to zaciśnięte w prostą linię usta i chłody wzrok przeszywający moje ciało na wskroś. Gdybym nie była sobą, wystraszyłabym się go.  Ale jednak jestem sobą i przeszłam już przez wiele gorsze rzeczy.
Wyciągając z małej szuflady notes i długopis, przykleiłam na twarz firmowy uśmiech i grzecznie zapytałam co tajemniczy klient sobie życzy. Lecz niestety nie uzyskałam odpowiedzi.
-Jeżeli nic pan nie zamawia to proszę nie zajmować kolejki.
Facet uśmiechnął się dziwnie tajemniczo i już chciał coś powiedzieć ale w tym momencie, jakby spod ziemi, wyrósł obok mnie Tom.
-Nawet nie próbuj. Po prostu odwróć się i wyjdź.
Stałam w osłupieniu gdy tajemniczy koleś tylko zmierzył Grann'a wzrokiem i zastosował się do jego polecenia. Po jego wyjściu, zdezorientowana spojrzałam na chłopaka, czekając na wyjaśnienia dla zaistniałej sytuacji.  Machnął tylko ręką, uśmiechając się ale ja nadal tam stałam i czekałam. W końcu zaczął mówić.
-Okej, w skrócie..właśnie uratowałem Cię przed stratą pracy
-A co ja takiego zrobiłam?
-Na szczęście nic. Ale znając twój charakterek zrobiłabyś i to dużo. Tracąc przy tym pracę.
-Nikt nie musi mnie przed niczym ratować, a już szczególnie Ty -syknęłam i ruszyłam na zaplecze mijając chłopaka, który cicho wyszeptał coś co przypominało ''wkońcu się dowiem dlaczego mnie tak nienawidzisz''. Postanowiłam to zignorować, w końcu mogłam się przesłyszeć.
Po wejściu do pomieszczenia spojrzałam na zegar, który wisi tuż nad drzwiami od tylnego wyjścia. Za minutę siedemnasta, co oznacza że Letty powinna wbiec tu za trzy, dwie..i nagle drzwi otwierają się z hukiem a do środka wbiega zdyszana Let. Całkowicie ją ignorując podchodzę do mojej szafki i wyciągam z niej swoje rzeczy. Zanim poszłam poinformować Toma, że moja zmiana dobiegła końca i wychodzę, spojrzałam na dziewczynę, która właśnie siedziała na jakimś starym drewnianym krzesełku, próbując ustabilizować oddech. Zaśmiałam się i opuściłam pomieszczenie.
~*~
Już od dwóch godzin chodzimy po różnych centrach handlowych na Oxford Street, w poszukiwaniu jakiś fajnych ciuchów po przecenie ale na marne. Wychodzi na to, że wszystko co mogłoby nam się spodobać zostało już wykupione. Na dworze zaczęło już się ściemniać, więc postanowiłyśmy na dzisiaj skończyć naszą wyprawę. Miałyśmy już wracać prosto do domu, ale na naszej drodze pojawiła się moja ulubiona knajpka- Starbucks. Z wielkim trudem udało mi się zaciągnąć tam Letty i już po 10 minutach skończyłam z kubkiem gorącej czekolady w ręce.
-Naprawdę, nie wiem dlaczego tak nie lubisz tego miejsca -powiedziałam, pociągając łyk gorącego napoju. To jest normalnie napój Bogów.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami wyciągając z kieszeni komórkę, aby odebrać połączenie- jak sądzę od jej chłopaka.
Sam jest to jedyny mężczyzna, którego szanuję i naprawdę lubię. I mówiąc jedyny, na serio mam to na myśli. Mamy pewną małą tajemnicę, o której wiemy tylko my i robimy wszystko żeby tak zostało, ale Letty od pewnego czasu węszy, więc musimy uważać. A fakt, że związał się z moją przyjaciółką, co oznacza oczywiście jeszcze częste spędzanie czasu, jest mi jak najbardziej na rękę.
Gdy Let w końcu przestała rozmawiać przez telefon, poinformowała mnie, że Sam poprosił ją abyśmy przyszły do starego opuszczonego budynku, który jest zaraz za pub'em Wiggles.
Oczywiście dziewczyna bez najmniejszego problemu zgodziła się i właśnie zamiast w drodze do domu jesteśmy w drodze do jakiegoś starego budynku, na dodatek opuszczonego.
Mi coś tu nie pasuje, ponieważ Sam nigdy nie zabierał Letty w takie miejsca. Ale jej jak widać to nie przeszkadza. Zawsze lubiła badboy'ów.
Po jakiś 20 minutach byłyśmy już koło pub'u. Dobrze, że nie zajęło nam to więcej czasu, bo jestem już naprawdę zmęczona.
Szybko przeszłyśmy na tyły i ruszyłyśmy w stronę budynku, gdzie podobno czeka na nas Sam. Gdy weszłyśmy do środka, przeszły mnie dreszcze. Wspomnienia, które spychałam na najdalsze zakamarki pamięci wróciły w kilka sekund.
Budynek jest w ruinie. W środku panuje półmrok a wszędzie dookoła leżą kawałki powyburzanych ścian, puste butelki po piwach, pety..a niedaleko mnie zauważyłam nawet strzykawkę.
Otrząsnęłam się i spojrzałam na przyjaciółkę, która patrzyła przed siebie. Również spojrzałam
naprzeciw siebie i ujrzałam dwie postacie stojące obok siebie. Ten który stał po lewej stronie to Sam. Poznałam po posturze. Ten drugi też wygląda znajomo. Znaczy znajomo wygląda sposób w którym stoi, bo niestety nic innego z takiej odległości nie da się zobaczyć a oni dodatkowo są odwróceni do nas tyłem.
Nie tracąc więcej czasu, ruszyłyśmy w ich stronę i już po chwili byliśmy obok nich. Sam się odwrócił a Letty od razu rzuciła się na niego całując go na powitanie.
Przewróciłam tylko oczami, uśmiechając się lekko i spojrzałam na kolesia który stał obok.
Nadal stał do nas tyłem i nie zachodziło się na to, że zechciałby się do nas odwrócić. Zauważyłam jednak że kątem oka spogląda na obściskującą się parę a na jego twarzy widać tylko obrzydzenie. Już miałam to skomentować ale odezwała się Letty.
-Kto to?
Spojrzałam na Sama, również oczekując odpowiedzi. Ten jedynie podrapał się po karku patrząc to na mnie to na swoją dziewczynę. Kilka razy otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale natychmiastowo je zamykał. Moja cierpliwość dobiegała końca i wychodzi na to że nie tylko moja, ponieważ nagle usłyszałam głęboki zachrypnięty głos.
-Nie przedstawisz mnie swoim koleżankom?- zapytał tajemniczy odwracając się w stronę Sama z bezczelnym uśmieszkiem. Gdy nie uzyskał odpowiedzi, w końcu odwrócił się do nas, ściągając kaptur z głowy a ja zamarłam. To niemożliwe..
Zaczęłam się powoli wycofywać cały czas patrząc na chłopaka, który właśnie poprawiał swoje włosy. Gdy skończył spojrzał na mnie, lustrując całe moje ciało.
Spojrzałam jeszcze szybko na zdezorientowanych moim zachowaniem Letty i Sama, odwróciłam się i jak najszybciej potrafiłam zaczęłam biec w stronę wyjścia. Słyszałam za sobą krzyki wołające je, ale zignorowałam je. Muszę stąd wyjść. Muszę stąd uciec. To nie może być prawda.
Niestety moja słaba kondycja dała o sobie znać, kiedy byłam przed wyjściem na ulicę. Zaczęłam odczuwać mocne pieczenie w łydkach, więc przestałam biec. Mój oddech był nieregularny jakbym przebiegła co najmniej maraton, kiedy to pewnie nawet nie było sto metrów. Powoli zaczęłam normalnie oddychać i wtedy poczułam dłoń na moim ramieniu, która odwróciła mnie do siebie.
-Co to do kurwy było?!
-Letty, przepraszam ja..to..
-Dlaczego uciekłaś stamtąd?- przerwała mi, spokojnie gładząc moje ramię, w jakimś jak mniemam uspokajającym geście, ale no niestety to kurwa nie pomaga. Nie w tej sytuacji.
-To on, Let, to on tam stał.
-Jaki on?- zapytała zdezorientowana, zabierając swoją dłoń i odwracając się na boki, aby zapewne sprawdzić czy czasami kogoś nie ma w pobliżu, kto by nas podsłuchiwał.
-To był Harry- wyszeptałam, spuszczając głowę.

_________________________________
Okej, więc pojawił się pierwszy rozdział.
Od razu przepraszam, że taki krótki ale i tak mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie tu zaglądać :)
Jeżeli przeczytałaś/eś proszę zostaw komentarz. Dla Ciebie to tylko chwilka a mi daje motywację do dalszego pisania.
Do następnego! See ya! xx.

30 czerwca 2014

Prolog

  Siedząc sobie wygodnie na kanapie przed telewizorem, nagle usłyszałem trzask drzwi i charakterystyczny dźwięk kluczy rzucanych na szafkę. W końcu wróciła. Czyżby sobie przypomniała, że w domu czeka na nią syn?
Chwilę później już byłem wzywany. A nie chcąc wywoływać kłótni o godzinie dwudziestej drugiej czterdzieści, której tematem przewodnim- oczywiście- byłoby moje nieposłuszeństwo, wstałem szybko z kanapy i wyłączając wcześniej telewizor w którym zaczynało się jakieś durne reality show udałem się na korytarz gdzie znajdowała się moja matka...z trzema facetami.
Czyli szykuje się powtórka z zeszłego tygodnia.

-Mamo? Kim są Ci ludzie?

-To jest Tony, którego zdążyłeś już poznać- grymas niezadowolenia zagościł na jej twarzy kiedy zapewne przypomniała sobie nasze pierwsze spotkanie, ale hej! Nie moja wina, że złamałem mu nos, był pijany i rzucił się na mnie a ja się tylko broniłem- a to jego przyjaciele.

-Co oni tutaj robią?- błagam tylko nie mów mi, że tu zostają. Tylko nie to, błagam, mamo nie.

-Zostają tu na noc. Są pijani i nie mają jak wrócić do domu.- Ty też jesteś pijana i wróciłaś do domu więc to nie jest wytłumaczenie mamusiu.

-A co z hotelami?

-Dobrze wiesz, że są drogie.- spojrzała na mnie spode łba, jakbym nie wiadomo co zrobił.

-Gdzie będą spali?- zapytałem, choć już dobrze znam odpowiedź.
Jeden z nich zajmie mój pokój, drugi rozłoży się w salonie na kanapie i pewnie -jak zwykle oczywiście- jego wymiociny będą w całym pomieszczeniu, a ten trzeci- Tony, czy jak mu tam było, będzie spał z moją matką. Mogę się założyć, że tak jak ostatnio przeżyją "namiętną noc" jak to nazwali, kiedy ostatnio przez przypadek nakryłem ich razem w łóżku- co najgorsze w moim łóżku. Można powiedzieć, że on jest czymś w rodzaju jej chłopaka. Nieważne jak głupio to brzmi.
Kiedy się uśmiechnęła już wiedziałem co chciała powiedzieć. Mam się zmyć na całą noc i wrócić jutro rano. Nie obchodzi jej gdzie pójdę, gdzie będę spał ma mnie po prostu nie być w domu.
Westchnąłem zakładając buty i zabierając swoją kurtkę z wieszaka wyszedłem.
  Stanąłem przed domem, spojrzałem w niebo, zacisnąłem pięści, wziąłem dwa głębokie wdechy po czym z wielkim impetem uderzyłem w ścianę. Powtarzałem ruch tak długo aż dłoń zaczęła pulsować a ja poczułem ból. Wtedy przestałem i szybko udałem się na drugą stronę ulicy do domu państwa Cannon.
Jak zwykle obszedłem całą posesję a gdy znalazłem się na podwórku wspiąłem się na wysoki, stary dąb- który zresztą jest moim ulubionym..dużo rzeczy się przy nim wydarzyło- i wskoczyłem na balkon.
Cicho zapukałem do drzwi balkonowych czekając na moje zbawienie. Po chwili przyszła i otwierając drzwi na oścież wpuściła mnie do środka.
Gdy upewniła się, że wszystko już jest pozamykane- podeszła do mnie i po prostu mnie przytuliła. Nie musiała pytać co się stało, dlaczego tu jestem i to o tej porze. Wiedziała, że moja matka znowu wyrzuciła mnie z domu. W końcu to nie był pierwszy raz.
Odwzajemniłem uścisk i poczułem łzy, które już spływały po moich policzkach, kapiąc jej na włosy.

-Niedługo wszystko się ułoży, obiecuję.- wyszeptała
.

Hello World

Witajcie!
Założyłam bloga, żeby pochwalić się wam moimi 'zdolnościami' pisarskimi.
Ostrzegam, że jestem amatorką więc w treści mogą pojawić się różne błędy, dlatego proszę abyście nie skreślali od razu bloga bo dojrzycie literówkę lub coś w tym rodzaju.
Nie powstał jeszcze żaden zwiastun do opowiadania, ale pracuję nad tym.
Mam nadzieję, że spodoba wam się moje fanfiction i życzę miłego czytania =)